Saturday, 6 March 2010

historia pewnego wschodu



muszę to z siebie wyrzucić to mi przejdzie

Czekałam na sobotę z utesknieniem,marzyła mi się upojna drzemka aż do późnych godzin południowych ale jak to bywa w życiu -wyszło inaczej.

 Umówiłam się z Łukaszem na wschodzik,ryzykowna wyprawa przy takich warunkach pogodowych ale nalegał więc co mi tam.Pobudka 4.55,matko jedyna -jak mi się nie chciało

5.05 sprawdzenie sprzętu, 5.13 świński galop na przystanek pks, 5.24 telefon

-gdzie jesteś?

-w łóżku...

grrrr wrrr ****** itd

Nie chciało mi się iść samej,wróciłam do domu,pstryknęłam zdjęcia z podwórka i poszłam spać...

Mąż tylko podniósł głowę z poduszki i popukał się w czoło,ten jeden jedyny raz miał rację....